czwartek, 22 sierpnia 2019

STEGNA z kolejną życiówką 💪 😊



No i po raz kolejny przyszło zmierzyć się z własnymi ograniczeniami, które udało się okiełznać. Wyzwanie, które sobie postawiłam za honor ziściło się z mniejszymi lub większymi perturbacjami.

 
Najpierw, po założeniu sakw bagażnik zaczął się ruszać i trzeszczeć. Okazało się, że śrubka z jednej strony  nie pozwala się wkręcić na prosto co sprawia, że na jednej stronie jest luz, który powoduje owe trzaski. Więc szukam podkładki, odkręcam, przykręcam i ponownie montuję sakwy. Uff, nareszcie jest dobrze.

Najdłuższe czasowo i najwolniejsze 24 km jakie kiedykolwiek przejechałam
Jadąc do W. Wełcza muszę przebić się przez miasto, co wymaga lawirowania gdyż staram się omijać jazdę ruchliwymi odcinkami. Taki objazd powoduje hopsanie po "cerowanym" asfalcie, a to z kolei spowalnia jazdę co najmniej do 15 km/h. Jak jest rower osakwowany, to niestety trzeba wybierać gładką drogę, albo jechać wolniej.


Nadrabiam dopiero po zaliczeniu podjazdu do W. Wełcza i stamtąd już przy wale mogę nieco pocisnąć. Od czasu do czasu trafiam na hopki i znowu muszę zwalniać. Po wykręceniu 40 km w Nowym Dworze robię sobie pierwszy postój.


Ciemne chmury ciągle kłębią się nad głową jednak słonko w końcu je skutecznie przepędza.



czasami jazda kostką jest lepsza od jazdy po garbach jakie oferują niektóre drogi

tymczasem niebo ciągle mnie zaskakuje


gdzieś na trasie taka sobie stai chata 

Do nieba, do Piekła ... 


     Zespół Śluza w Biała Góra


Prawie 80 km za mną, ale zaczynam sobie zdawać sprawę, że jednak celu przed 22-gą nie osiągnę. Jednak jeszcze przed zachodem próbuję nadrobić spowolnienia na trasie.



Tymczasem zachód staje się tak malowniczy iż nie mogę się mu oprzeć i robię sobie kolejny dłuższy postój ze świadomością odległego dotarcia do celu.



Do tej pory trzymałam się WTR-u i R-1. Tymi płytami jest poprowadzony niebieski szlak rowerowy, który łączy się gdzieś ... z wyżej wymienionymi  szlakami, prowadzi tuż przy Wiśle.


Niebo barwami zachodu malowane nad Mątawy Wielkie. Teraz już mam pewność, że nie dojadę do celu przed 22-gą, a wieczór jest tak piękny iż nie warto pędzić po to żeby jeszcze płacić 70 zeta za nocleg. Decyduję się na jazdę do północy, a potem gdziekolwiek będę - zrobić dłuższy postój.


smok zionął ogniem
Kościół św. Jana Chrzciciela w Ostaszewie

noc gwieździsta na de mną, a Stegna ciągle jeszcze prze de mną
W miejscowości Dworek wjeżdżam na chyba starą 7, ale jak widać z drogą rowerową. Jaki jest ruch na niej za dnia nie wiem, ale kiedy jechałam nią po północy było pusto. Jadąc nią przejeżdża się pod wiaduktem nowej S7 i wjeżdża na drogę na Żuławki.


W Drewnicy robię sobie godzinny postój, wypijając resztę kawy, i coś tam jeszcze zjadając. Po przerwie jadę już spokojnie do Mikoszewa i tam skręcam na Stegnę. Dojeżdżam pustą drogą w większości oświetloną i melduję się w ośrodku około godz. trzeciej.
moja nowa życiówka

Są tacy, co czują się spełnieni w dziedzinach zawodowych, rodzicielskich etc. a ja czuje się spełniona w pokonaniu zamierzonego dystansu, bo to utwierdza mnie w tym, że jeszcze mogę próbować osiągać więcej, a ból jaki czasami odczuwam udowadnia, że ciągle żyję. 😁





2 komentarze:

  1. wspaniała jest Twoja fotorelacja,widać ile trudu Cię kosztowało a po osiągnięciu celu jazdy radości i szczęścia,podziwiam Cię , gratuluję pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń